head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

takiego Kurka nam nie zakręcicie

Tegoroczny występ polskich siatkarzy w prestiżowej Lidze Światowej to sukces. Piszę to zupełnie na serio, w pełni świadomości i władz umysłowych. W fazie grupowej LŚ pisałem, że mamy powody do umiarkowanego optymizmu. Teraz, po przegramy meczu z reprezentacją Rosji uznaję nasz występ za sukces. W czasie fazy interkontynentalnej kolega z redakcji sportowej popularnego portalu horyzontalnego spytał mnie, czego oczekuję od naszej reprezentacji? Gry w strefie medalowej – odpowiedziałem bez wahania. Kolega żachnął się: chyba żartujesz!

Polacy grają w strefie medalowej Ligi Światowej 2011 i to jest sukces. Mam zasadę, że zwycięzców się nie ocenia – dlatego nie napiszę nic o wygranym meczu z Argentyną, który dał nam przepustkę do strefy medalowej (3:2 dla Polski). Mógłbym oczywiście pisać, iż to sędziowie nam w trzecim secie pomogli popełniając koszmarne pomyłki. Byłoby tak, gdyby inne mecze odbywały bez takich pomyłek. Tymczasem sędziowie w tym turnieju – w każdym meczu popełniali skandaliczne błędy w skandalicznej ilości. To było koszmarne sędziowanie – mecz z Argentyną nie był wyjątkiem. Wygraliśmy z Argentyną tak, jak umieliśmy i tak, jak nam Argentyna pozwalała – oni też chcieli wygrać i niewiele im do tego brakło.

Z drugiej strony realnym sprawdzianem stanu polskiej reprezentacji  na dziś (07.2011) był mecz półfinałowy z Rosją. Tutaj moje przewidywania były jasne: nie mamy większych szans ze Zborną – napisałem to jasno na Facebooku. W tej ocenie byłem realistą. To samo dotyczy całego naszego występu w Lidze Światowej.


Musimy realnie i spokojnie podchodzić do naszej reprezentacji i jej gry. Poniekąd podziwiam trenera Anastasiego, który miał odwagę i po sromotnym laniu, jakie dostaliśmy w piątek od Włochów w wywiadzie dla Polsatu Sport jasno ocenił: nasza drużyna jest słaba i nic dziwnego, że przegrywamy z drużynami, które są od nas lepsze, są wyżej w rankingu FIVB. Przypominam, iż  każda z drużyn naszej grupy Final Eight LŚ jest wyżej sklasyfikowana od Polaków:

ranking FIVB, 01.2011

Polska miejsce 10,  Argentyna miejsce 8, Włochy 6, a Bułgaria 7. Użyję analogii biznesowej – Anastasi dostał od PZPS zadanie do realizacji (sukces w Lidze Światowej), ale tzw. działacze nie dali mu właściwych narzędzi do realizacji tego celu. Poniekąd był to cel ponad nasze siły. Jakimi środkami do realizacji celu dysponował włoski selekcjoner polskiej reprezentacji? Przeglądnijmy poszczególne pozycje boiskowe. Od razu widać, że jesteśmy słabi. Pierwsza sprawa – atak, którego nie ma. Jarosz sporą część sezonu spędził na ławce rezerwowych, bo grał słabo, więc nie wpuszczano go do gry. Anastasi wykonał zatem świetny ruch: przestawił z przyjęcia na atak Zbyszka Bartmana. Pojawił się zatem przyszywany i udawany atakujący, który musiał się nowej roli nauczyć. Wrzucono go na głęboką wodę i poradził sobie całkiem dobrze. Kontuzja w meczu Bułgarią wyeliminowała tego zawodnika. Na jego zastępstwo powołano Piotra Gruszkę, który wraca dopiero do gry po ponad półrocznej przerwie spowodowanej poważną kontuzją barku i który w LŚ nie grał, bo do gry gotowy jeszcze nie był. Pozostaliśmy z marnym atakującym Jaroszem, którego miał zmieniać zawodnik bez zgrania z drużyną i bez formy (Gruszka).

Pozwolę sobie na dygresję do tzw. ekspertów Polsatu Sport, którzy po kontuzji Bartmana, zaczęli w formie wyrzutów do Anastasiego wysuwać opinię, że popełnił on błąd tak rzadko ogrywając Jarosza, a trzymając na boisku Bartmana. Panowie eksperci: Jarosz był i jest aktualnie słabszym zawodnikiem niż Bartman, dlatego grał ten ostatni. Czyżby tzw. eksperci oczekiwali, że Anastasi będzie zdejmował z boiska Bartmana, gdy ten dobrze gra tylko dlatego, aby ogrywać Jarosza?! Zachowajmy zdrowy rozsądek: grał lepszy i nie ma powodu, aby czynić z tego zarzut do trenera.

Druga sprawa: rozegranie. Niewiele lepiej niż z atakiem. Anastasi miał do dyspozycji Żygadłę i Woickiego. Pierwszy jest zawodnikiem najlepszej na świecie drużyny klubowej, a drugi zawodnikiem od lat najlepszej w Polsce. Tylko co z tego, skoro obydwaj niemal nie grali w minionym sezonie? Ja tu mówić o formie zawodników i możliwym ich zgraniu z zespołem? Swoje uwagi co do Łukasza Żygadły opisałem we wcześniejszym tekście: http://born66.net/?p=4156 i nadal pozostają one w mocy, zdania nie zmieniam. To dobry i solidny zawodnik, ale pozbawiony tego czegoś, co mają choćby Zagumny, czy młody rozgrywający Argentyny De Cecco. Żygadło nie będzie raził swoim poziomem w Trentino Betclic, gdzie jest uzupełnieniem dla najlepszych na świecie. W obecnej polskiej reprezentacji nie mamy ani Juantoreny, ani Stokra, ani Sokołowa, ani Kazijskiego. Podobnie trzeba ocenić Pawła Woickiego – gra przecież zaledwie w mocnym europejskim średniaku: Skrze Bełchatów. Owszem, być może pod względem różnorodności rozegrania i wyobraźni siatkarskiej góruje nad Żygadłą, jednak te walory mogą mieć znaczenie tylko gdy grałby dłużej w obecnej reprezentacji i do niego dostosowano by innych graczy wraz z taktyką gry. Tu jednak Anastasi postawił na Żygadłę i jego (jak sądzę) wzrost. Przez Żygadłę przynajmniej nie tak łatwo przebić się w bloku.

Trzecia sprawa: środkowi bloku. Z trójki Kosok, Nowakowski i Możdżonek – tylko ten trzeci prezentuje światowy poziom. Kosok jest niemal debiutantem na tym poziomie światowych rozgrywek, a miniony sezon klubowy Nowakowskiego trzeba zaliczyć do – co najwyżej – niezbyt udanego. Na szczęście cała trójka dała z siebie 120% normy i mimo niezbyt dobrych pozycji wyjściowych do reprezentacyjnego sezonu, w Lidze Światowej stanęli na wysokości zadania.

I na koniec tej części: nasi zawodnicy grają tylko w krajowej Pluslidze. Nie są na tyle dobrzy, aby zainteresować kluby z najlepszych lig Włoch, czy Rosji. Albo jak Kurek podjęli fatalne decyzje co do karier, aby prowadzić je w Polsce. Objawieniem tegorocznej Ligi Światowej okazała się Argentyna, którą w minionych latach regularnie ogrywaliśmy. Co się stało, że nagle w tym roku ci sami zawodnicy z Ameryki Południowej niespodziewanie biją nas na głowę? Co robi tę różnicę? Gra poza granicami, gra we Włoszech (Conte, Uriarte), w Grecji (Quiroga), czy we Francji (Gonzales).

Dobry, międzynarodowy poziom mamy na pozostałych pozycjach: przyjęciu i obronie – Ignaczak, Ruciak z Kubiakiem, czy fenomenalny Bartek Kurek mogą podjąć walkę z najlepszymi. Także dlatego w tytule notki jest hasło, które miała jakaś kibicka na kartonie w czasie meczu Polaków z Rosją.

Spójrzmy na sprawy bez ślepej miłości kibicowskiej: mamy dość przeciętną drużynę, dlatego wejście do strefy medalowej Ligi Światowej 2011 należy uznać za sukces. Realny. Cieszmy się, bo to solidna zaliczka na resztę tegorocznego sezonu, jakże trudnego i pełnego kluczowych wyzwań: musimy zakwalifikować się do igrzysk olimpijskich i chcemy grać o medale Mistrzostw Europy.

ps.

Powyższą notkę celowo publikuję przed ostatnim meczem Polaków – ponownie z Argentyną, ponownie o medal (teraz tylko i aż brązowy). Przyczyna? Liczę na walkę naszej drużyny, co najmniej taką, jak we wczorajszym przegranym meczu z Rosją. Jednak gdyby udało się utrzymać ten poziom, to mamy realne szanse na zdobycie medalu. Tego życzę naszym siatkarzom.

uliczne reminiscencje arrow-right
Next post

arrow-left wierszyk ze spamtrapa
Previous post

  • Marian

    2 września 2011 at 3:48 | Odpowiedz

    otwarcie, iż wybitnie. Dostajemy po dupsku w każdej dyscyplinie i nie jest istotne czy gramy w nożną, siatkę lub kosza we wszystkim gonimy ogony i nie jesteśmy, Jest to dołujące i mam już tego dosyć. Brakuje mi aktualnie wielkich nazwisk i osobowości w naszym sporcie. Zastanawia mnie kiedy to się zmieni. Przepraszam pesymistyczny, jestem nader zrezygnowany. przede wszystkim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *